O tym, że świat akademicki przesiąknięty jest rywalizacją, mówi się od dawna. Nieco mniej mówi się o takich problemach jak mobbing, dyskryminacja czy nawet nękanie. A wszystkie wymienione zjawiska mają jeden wspólny element – opierają się na krytyce.
Ale przecież istnieje coś takiego, jak krytyka konstruktywna, prawda? Ktoś wyraża swoją opinię, żeby ktoś mógł dostrzec, co można zrobić lepiej. Taka krytyka ma życzliwie motywować do rozwoju. Pomagać, a nie deprymować.
Tylko… czy konstruktywna krytyka w ogóle istnieje?
Krytyka jako potwierdzenie eksperckości?
Gdy odwołuję się do moich doświadczeń, na myśl przychodzą mi różne konferencje, zebrania czy seminaria naukowe. Nieraz widziałam, jak ktoś został obdarowany litanią uwag odnoszących się do jego prezentacji, raportu, referatu czy publikacji. Adresat krytyki niekoniecznie o prosił o te uwagi, ale otrzymał opinię okraszoną mniej lub bardziej dosadnym językiem. Opinię, która poddawała w wątpliwość rezultaty jego pracy.
Co ciekawe, osoba krytykująca najczęściej miała przekonanie, że uczyniła właściwie – pragnęła przecież, by adresat krytyki czegoś się nauczył. Uważała, że jej wypowiedź była szczera i wynikała z dobrych chęci.
Tyle tylko, że takimi „dobrymi chęciami” brukujemy niejeden kilometr dyskusji naukowej – słownej czy pisemnej.
Dlaczego w świecie akademickim tak chętnie dzielimy się swoją oceną czyichś dokonań naukowych?
Wspiera nas w tym wielopokoleniowa tradycja. Według niej autorytet naukowy budujemy właśnie poprzez krytykę. Owa „konstruktywna krytyka” urosła do rangi „krytyki wyższego poziomu”. W myśl tej idei o umiejętnościach krytycznego myślenia świadczy właśnie to, że przedstawiamy sposoby, jak naprawić dostrzeżony problem, błąd czy brak.
Skąd jednak przeświadczenie, że krytykując – budujemy? Czy rzeczywiście krytykowanie to jedyna droga, żeby stworzyć coś nowego?
Krytyka niszczy innowacyjność
Założenie o tworzeniu poprzez niszczenie (cudzej pracy) bierze się stąd, że jesteśmy przekonani o własnej racji. Wierzymy, że jesteśmy w stanie obiektywnie oceniać sytuację innej osoby.
W rzeczywistości jednak, gdy krytykujemy, wyrażamy jedynie osobiste przekonanie, subiektywną ocenę albo skrótowe czy wycinkowe ujęcie problemu.
Nasza osobista opinia nie pomoże drugiemu człowiekowi wykonać pracy tak, jak my byśmy ją wykonali. Nakłanianie drugiej osoby, żeby zachowywała się tak, jak my uważamy, że zachowalibyśmy się na jej miejscu, jest skazane na niepowodzenie. Tym bardziej, jeśli odbywa się przez komunikację negatywną lub taką, która zawęża punkty widzenia, oferując subiektywne rozwiązania.
Czy pomysłowość, kreatywność, innowacyjność nie polegają właśnie na tym, że każde z nas myśli i pracuje w inny sposób? Inaczej podchodzimy do problemów i w inny sposób możemy je analizować? Po co więc dostarczać sobie nawzajem gotowych i jedynie słusznych rozwiązań?
Nie krytyka, ale wymiana doświadczeń
Czy więc istnieje coś takiego jak konstruktywna krytyka? W moim odczuciu jest to oksymoron. Nie można kogoś motywować, poddając w wątpliwość jego umiejętności. Czym innym jest wspieranie w doskonaleniu osiągnięć, a czym innym wytykanie błędów.
Jednak „konstruktywna krytyka” to podejście, które w świecie akademickim dopiero zaczynamy podważać. Nadal wielokrotnie dajemy sobie prawo krytykowania w imię moralnych czy merytorycznych wartości. Niekoniecznie pytamy, czy druga osoba potrzebuje rady. Nie bierzemy pod uwagę tego, jak my odebralibyśmy swoje słowa, gdyby skierował je do nas ktoś inny.
„Konstruktywną krytykę” powinna zastąpić wymiana doświadczeń. Dzielmy się w dyskusjach naukowych naszymi obserwacjami i naszymi wnioskami. A potem pozostawmy drugiej osobie przestrzeń, żeby wzięła z naszej wypowiedzi to, co gotowa jest wykorzystać, żeby stworzyć swoje własne rozwiązania.
Czy zastanawiasz się czasem, jak krytyka wpływa na Ciebie i na Twoje otoczenie? Jak dużo jest jej w Twoim zespole czy w instytucji, w której pracujesz? Może już czas, żeby zerwać z mitem „konstruktywnej krytyki”, a zacząć „konstruktywnie inspirować”?
Zdarzyło ci się słuchać wypowiedzi członków zespołu naukowego, którzy chwilę wcześniej otrzymali grant? Czy […]
O kluczowej roli promotora podczas pisania rozprawy doktorskiej napisano już wiele. Ale czy wystarczająco? […]
Na pewno nie raz zdarzyło ci się usłyszeć, że najlepiej uczyć się na cudzych […]